czwartek, 27 sierpnia 2015

Podróż w czasie cz.2

- Kim jesteście? - warknął człowiek, siedzący najbliżej. Był to mężczyzna. Jego twarz pokrywały liczne blizny, miał zaledwie połowę nosa i ciemne włosy. Tam, gdzie człowiek powinien mieć prawe oko, mężczyzna miał szklaną imitacje gałki ocznej. Jedną nogę miał drewniana.
      Nikt się nie odezwał.
- Pytałem, kim jesteście?!
      Ted rozejrzał się po kuchni. Przy stolę siedziało wiele znanych mu osób. Byli na przykład Weasleye, Kingsley, jego rodzice, Hagrid... Zaraz! Jego rodzice?! Jak to możliwe? Przecież oni nie żyją. Ale oni naprawdę siedzieli przed nim. Nimfadora i Remus Lupinowie. Wyglądali dokładnie tak samo na zdjęciach, które pokazywała mu babcia Andromeda. Ale oni nie żyli. Tak samo jak człowiek, który mierzył w niego różdżką - Alastor Moody i siedzący niedaleko Syriusz Black.
- Przepraszam - zaczął Teddy. - Ale czy mogę wiedzieć który jest rok?
     Prawie wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego jak na wariata. Wyjątkiem była Victoria razem z dziećmi.
- Nie wiecie który jest rok? - zapytał ktoś od strony stołu. Teddy spojrzał w tamta stronę i zobaczył, że właścicielem głosu jest jego ociec. "Opanowany jak w opowieściach babci" pomyślał chłopak.
- Niestety. Mógłbym się dowiedzieć który mamy? Jak tylko się dowiem który rok mamy i gdzie jesteśmy od razu wyjaśnię kim jesteśmy.
- Jest 29 lipiec 1995 rok. Znajdujemy się na Grimmauld Placce 12 - tym razem odpowiedziała jego matka. "Faktycznie nosiła różowe włosy. Tak jak mówiła babcia."
- Mam rozumieć, że trwa właśnie zebranie Zakonu Feniksa?- zapytał młody Lupin.
- Skąd to wiesz? - wykrzyknął Szalonooki.
- Mam świadomość, że to co powiem będzie dla was szokiem.
- Mówże chłopcze - zniecierpliwił sie Alastor.
- Jesteśmy z przyszłości.
      Członkowie Zakonu spojrzeli, jak przewidywał Ted, na nich w stanie głębokiego szoku.
- Udowodnijcie, że przybywacie z przyszłości - padło polecenie od strony stołu.
- Pod drzwiami właśnie podsłuchują zebranie Fred, George, Ronald i Ginny Weasleyowie oraz Hermiona Granger. Bliźniaki niedawno zdali na prawo telepotacyjne i teraz teleportują się z kuchni do pokoju i na odwrót. A pani, pani Weasley, myśli czy nie nanieść na drzwi zaklęcia wyciszającego.
- Ma racje - odezwała się zdziwiona Molly. - Od kilku dni o tym myślę.
- Teraz może się przedstawicie - zaproponował Remus.
     Ted przełknął ślinę i nie odezwał się. Victoria widząc to odezwała sie pierwsza.
- Ja nazywam się Victoria Weasley.
- Weasley? - zapytał Artur.
- A kim dla nas jesteś, skarbie? - zapytała jego żona.
- Wnuczką. A ty jesteś moim ojcem - zwróciła się do Billa.
- Naprawdę? Ale czemu jesteś blondynką? Nie powinnaś być ruda? Przefarbowałaś się? - dopytywał się Bill.
- Nie - odpowiedziała dziewczyna ze śmiechem swojemu ojcu. - Włosy odziedziczyłam po mamie.
- A kto jest twoja matka, jeśli wolno spytać? - zapytał Artur wnuczkę.
- Fleur Weasley z domu Delacour - gdy tylko to powiedziała, Bill zrobił się cały czerwony.
      Victoria zaśmiała się.
- Też tak mam.
- No dobrze - powiedziała Molly. - A te dzieci to czyje?
     Victoria wskazała na Hugo i Rose.
- Hugo i Rose Weasley. Dzieci Rona i Hermiony Weasley.
- Hermiony? - zapytała zdziwiona Molly.
- No tak. Co w tym, dziwnego? - Victoria lekko sie zmieszała.
- Nic, po prostu oni cały czas sie kłócą - powiedział Artur.
- A może wpuścimy tutaj dzieciaki - zaproponowała Tonks.
- Czemu nie - mówiąc to Molly podeszłą do drzwi, otworzyła i wyszła z kuchni. Po chwili wróciła prowadząc swoje dzieci i Grangerównę.
- Stało sie coś? - zapytała Ginny.
- Tak. Usiądźcie. To są nasi goście z przyszłości - pani Weasley wskazała na swoje wnuki i Teda. 
- Naprawdę? - Hermiona wyraźnie była podekscytowana.
- Oczywiście - pani Weasley zwróciła sie do Rose. - Rose, kochanieńka, możesz im powiedzieć kogo jesteś córeczką?
- Dobrze, babciu - na te słowa w oczach Molly zaszkliły sie łzy.
- Jaka ona słodka - powiedziała wzruszona Molly.
- Jestem córką Ronalda ... - Ron spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynkę. - i Hermiony Weasley - dokończyła z uśmiechem.
      Hermiona i Ron zaczerwienili sie po czubki uszu i wyraźnie starali nie patrzeć sobie w oczy.
- A ta trójeczka to czyja? - zapytał Syriusz.
- To nasze małe Potterki.
- A mama? - zapytała Ginny dziwnie spięta.
- Ty, mamusiu - powiedziała Lily i usiadła Ginny na kolanach.
- James Syriusz - przedstawił się najstarszy Potter.
- Lily Luna - powiedziała dziewczynka.
- A ty? - zapytał Syriusz Ala.
- Nie spodoba się panu.
- Oj, daj spokój. co może mi się nie spodobać w imionach syna mojego chrześniaka? - zapytał Syriusz.
- Dobra, sam pan chciał. Albus...
- Bardzo ładnie - stwierdził Black.
- Severus - dokończył Potter.
- CO?!?!?! - Syriusz zerwał sie na równe nogi. - Masz imię po tym śmierciożercy?! Jak Harry mógł się na to zgodzić?
- Tak się składa, że to był pomysł taty.
- Ale...
- Syriuszu uspokój się. Harry na pewno miał jakiś ważny powód by dać tak synowi na imię - powiedział Remus. - No dobrze. A kim ty jesteś? - zwrócił się do Teda Remus.
- Nie ważne.
- Czemu? - dopytywała sie Tonks.
- Bo mojego ojca to zaskoczy.
- Tylko dlatego?
- A twój ojciec tu jest? - zapytała Remus jednocześnie z Nimfadorą.
- Tak i matka też jest.
- Czyli? Powiesz kogo synem jesteś?
- Remusa i Nimfadory Lupin - oświadczył Ted.
     W kuchni zapadłą głucha cisza. Remus zbladł, a Tonks wręcz przeciwnie - zaczerwieniła się jak piwonia. Pierwszy odezwał się Syriusz.
- Widzisz Remusie, zawsze ci mówiłem, że będziesz miał rodzinę.
      Teddy spojrzał na swoich rodziców i wyszedł z kuchni. Tonks oprzytomniała i wybiegła za synem z kuchni. Teddy siedział siedział na schodach prowadzących na górę.
- Zająłeś moje miejsce - powiedziała Nimfadora. Ted spojrzał na nią zdziwiony.
- Lubię tu siedzieć jak jestem smutna - Tonks usiadła obok syna.
- Ja również.
- Czyli - zaczęła Tonks, nie wiedząc co powiedzieć. - Jesteś moim synem?
- Dokładnie - odpowiedział Ted, a Tonks roześmiała się. - Co cię bawi?
- To, że musiałeś się dziwnie czuć jak ja z Remusem pytaliśmy sie o twoich rodziców - powiedziała ze śmiechem Nimfadora.
- Moi rodzice pytają sie o moich rodziców - Ted również się zaśmiał. - Takie masło maślane.
- Kolor kolorowy.
                                       ~*~*~*~*~*~*~*~*~
      Remus wyszedł z kuchni zaraz po Tonks. W głowie kołatała mu jedna myśl. "Mam żonę i syna." Od strony schodów usłyszał śmiech Tonks. Zatrzymał się i ukrył przed zakrętem w stronę schodów.
- To, że musiałeś się dziwnie czuć jak ja z Remusem pytaliśmy się o twoich rodziców - usłyszał głos Nimfadory.
- Moi rodzice pytają się o moich rodziców - powiedział chłopak. - Takie masło maślane.
- Kolor kolorowy.
      Przez chwilę milczeli, ale po chwili chłopak zapytał.
- Tata nie wyglądał na zadowolonego gdy dowiedział się, że ma syna. Dlaczego?
      Remus usłyszał westchnienie Nimfadory.
- Posłuchaj, znam Remusa zaledwie od miesiąca, ale już zdążyłam zauważyć, że to skończony idiota. Uważa, że jak jest wilkołakiem to lepiej by było dla wszystkich jakby nie żył. Że  nie zasługuje na szczęście i nie jest wart miłości. Jak zapytałam się go czemu nie ma żony powiedział, że jest stary, biedny i niebezpieczny. Ma niskie poczucie własnej wartości. Remus powiedział, że nigdy nawet nie śmiał marzyć o rodzinie, żonie, dzieciach... Na pewno bardzo się zdziwił gdy cię zobaczył.
- Tak myślisz? - zapytał z powątpiewaniem JEGO syn. "Jak to dziwnie brzmi." Remus znów usłyszał jak Tonks wzdycha.
- Nie mogłeś odziedziczyć po mnie optymizmu? - zapytała z wyrzutem. - Jesteś jak Remus - wieczny pesymista.
- No nie przesadzaj.
      Remus wyszedł ze swojego ukrycia i podszedł do Tonks i syna.
- Można się dosiąść?
- Jasne - powiedziała Tonks i przesunęła się w stronę ściany.
       Remus usiadł i teraz siedzieli w trójkę z Teddym po środku.  Żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
- Może opowiesz coś o sobie? - zaproponował Remus.
- Nazywam się Edward Remus Lupin. Mam dwadzieścia lat. Wychowywała mnie babcia Andromeda i wujek Harry...
- Dlaczego wychowywała cię moja mama i Harry? - przerwała mu Tonks.
- Bo wy nie żyjecie - gdy tylko to powiedział Tonks krzyknęła i zakryła usta dłonią.
- Jak to... - Tonks nie zdążyła dokończyć, bo jej krzyk obudził panią Black.
      Remus i Ted zerwali się z miejsca i pobiegli w stronę obrazu. Zaczęli bezskutecznie ciągnąć za zasłony. Tonks chciała im pomóc, ale potknęła się o własne nogi i przewróciła stojak na parasole.
- WILKOŁAKI, SZLAMY, MĘTY, SZUMOWINY!!!!!!!
      Remusowi i Teddy'emu udało się zasłonić portret i pomogli wstać Tonks. Nimfadora zaczerwienia się i otrzepała swoje ciuchy z brudu.
- Tak mi wstyd. Co ty sobie teraz o mnie pomyślisz? - zwróciła się do Teda.
      Chłopak uśmiechnął się do niej i powiedział.
- Że jesteś taka jak mówiła babcia i wujek. A teraz wracamy na schody.
- Ale ja nie lubię siedzieć na schodach - zaprotestował Remus.
- A to czemu? Bo wilka można złapać?
- zaśmiała się Tonks.
- Bardzo śmieszne, naprawdę bardzo.
- Ja również tak uważam - powiedział Ted.
- Długo macie zamiar zamiar się ze mnie śmiać? - zapytał Remus siadając na schodach
- Nie, już damy ci spokój - odpowiedział Teddy.
- Mów za siebie - sprzeciwiła sie Tonks. - Ja mam zamiar go trochę pomęczyć.
- Może później. Na czym to ja skończyłem? - Ted zamyślił sie na chwilę.- Aha, już wiem. To tak, kiedy ukończyłem Hogwart wyprowadziłem się od babci. Kiedyś mieszkałem z babcią w jej starym domu, a teraz mieszkam w waszym domu, tym niedaleko lasu. Zawsze jem obiady albo u babci, albo u Potterów. Ja sam nie umiem gotować. Przyznawać się, po kim jestem beztalenciem kulinarnym? - zwrócił się do rodziców.
- Po matce - powiedział Remus. - Ja dobrze gotuję.
      W tym momencie z kuchni wyszedł Szalonooki.
- Ja rozumiem, że chcecie pogadać, ale teraz trwa zebranie - warknął i pokuśtykał z powrotem do kuchni.
- Dobra, później porozmawiamy, teraz chodźmy na zebranie - powiedział Remus.
      Gdy weszli do kuchni zobaczyli Molly kłócąca się ze swoimi dziećmi.
- Mowy nie ma! Nie zostaniecie na zebraniu! - krzyczała Molly. Jej dzieci przekrzykiwały się jeden przez drugiego.
- Dość! Fred, Georg, Ronald, Ginny, Hermiona, Victoria, Hugo, Rose, Lily, James, Albus wychodzicie w tej chwili! - wrzasnęła Molly. - Remusie, Tonks, wy zdecydujcie czy wasz syn może zostać czy nie.
- Ja mogę popilnować dzieci w czasie zebrania - zaproponował Ted.
- Jaki grzeczny - Molly uśmiechnęła sie do młodego Lupina. - Jak masz na imię?
- Ted.
- Dobrze a teraz wyjdźcie dzieci.
- Ale babciu ja jestem głodna - powiedziała Lily.
- Idźcie do salonu, a ja wam zaraz przyniosę obiad.
- Ale Molly, teraz trwa zebranie - zauważył Moddy.
- Co z tego? Ja dzieci głodzić nie będę.
      Po chwili dzieci i wnuki Weasleyów siedzieli w salonie.
- Macie może jakieś gry planszowe? - zapytała Victoria.
- A co? Chcesz grać w scrabble? - zapytał z kpiną Fred.
- To tylko taki pomysł.
- Głodna jestem - powiedziała Lily.
- Już to mówiłaś - zauważył Ron.
- Jesteś niemiły. 
- No i? -warknął Ron.
       Lily podbiegła do Ginny i wtuliła się w nią.
- Mamusiu, wujek Ron jest dla mnie nie miły - powiedział płaczliwym tonem. Ginny pogłaskała córkę po włosach i zwróciła sie do brata.
- Ron, nie strasz mi córki.
- Ona tak specjalnie robi! - wykrzyknął.
- Tak czyli jak? - zdenerwowała sie Ginny.
      W tym momencie Lily rozpłakała się i wybiegła z salonu, Victoria za nią.
- Co się stało? - zapytała Ginny Teda.
- Lily boi sie krzyków. Zawsze tak reaguje na ktoś krzyczy.
        Ginny wybiegła z pokoju i zobaczyła Victorię przytulającą Lily. Weasleyówna kucnęła obok córki.
- Może ja pójdę - powiedziała Victoria i wróciła do salonu.
- Czemu płaczesz? - zapytała Ginny.
- Nie lubię jak ktoś krzyczy. Boje się - powiedziała Lily ze łzami w oczach. - Czemu nie ma tu taty?
- Jest u swojego wujostwa.
- Ale przyjedzie, prawda? - Lily spojrzała na Ginny z nadzieją w oczach.
- Ma przyjechać za kilka dni. Teraz planują jak go tu przetransportować. Dlaczego boisz się krzyków?
       Lily pociągnęła noskiem i powiedziała płaczliwym głosem.
- Był taki okres kiedy ty i tata cały czas na siebie krzyczeliście. Nie było jednego cichego dnia. Planowaliście się rozstać.
      Ginny pogłaskała dziewczynkę po włosach.
- Chodź, babcia zapewne już zdążyła przynieść obiad.
       Faktycznie, na stole w salonie stały przed każdym ciepłe posiłki. Lily podbiegła do Teda i usiadła mu na kolanach.
- Mogę tu siedzieć? - zapytała Lilka z proszącą minką.
- Możesz, możesz, ale sama będziesz jeść.
     Przez chwile wszyscy milczeli rozkoszując sie obiadem. Pierwszy odezwał sie Fred.
- Ron, Ginny, macice przechlapane.
- Czemu?
- Bo mama była bardzo zła jak dowiedziała się, że przez waszą dwójkę jej wnuczka płakała.
      Rodzeństwo zgodnie jęknęło. Nagle na dole zrobiło się zamieszanie. Wszyscy zeszli po schodach. Członkowie Zakonu własnie wychodzili.
- Obiad smakował? - zapytała Molly Lilkę.
- Bardzo, babciu- dziewczynka podeszła do kobiety i przytuliła ją. A mogę coś słodkiego? Zjadłam cały obiad.
- Dobrze, ale mało.
      W kuchni siedzieli tylko Syriusz i Remus.
- Tonks poszła po jakieś ciuchy i powiedzieć swoim rodzicom, że śpi tutaj - powiedział Lupin.
- Możemy porozmawiać? - zapytał Teddy.
- Jasne, chodź do salonu.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Podróż w czasie cz.1

       Harry i Ginewra Potterowie oraz Ronald i Hermiona Weasleyowie stali w salonie Grimmauld Place 12. Przed nimi stał Teddy Lupin, a na kanapie siedziały pociechy Potterów i Weasleyów.
- Pamiętaj Teddy, że dzieci mają być w łóżkach najpóźniej o 22. Nie wiem o której wrócimy. Idziemy na bal charytatywny do Ministerstwa - powiedział Harry.
- I pilnuj, by nikt nie wysadził domu w powietrze, spalił, zalał wodą i Merlin wie co jeszcze - wtrąciła się Ginny.
- I niech Rose nie czyta do późna książek pod kocem - odezwała się Hermiona.
- Mamo! - krzyknęła oburzona Rose.
      Nagle z kominka wyszła piękna, wysoka blondynka o dużych niebieskich oczach - Victoria Weasley. Dziewczyna podeszła do Teda i pocałowała go w policzek. 
- Cześć wszystkim! Przyszłam pomóc Teddy'emu w opiece nad tą piątką urwisów - powiedziała Victoria. - Mogę zostać, prawda?
- Oczywiście - powiedział Harry - Pod warunkiem, że będziecie grzeczni - Potter spojrzał na nich znacząco, jakby chciał powiedzieć "Ja wiem o wszystkim".
      Ted odchrząknął, a Victoria spłonęła rumieńcem 
- Tato nie myślisz, że Ted i Victoria spalą nasz dom, prawda? - spytała Lily.
- Nie o to mi chodziło - powiedział pan Potter.
- To o co?
      Harry spojrzał na Ginny szukając u niej pomocy. Ginny spojrzała na męża wzrokiem mówiącym "Naważyłeś piwa to sam je wypij". Harry westchnął i spojrzał na córkę.
- Jak będziesz starsza to Ci powiem.
- Ale...
- Żadnego ale. Musimy już iść.
      Dorośli wyszli w pośpiechu, a Teddy zwrócił się do dzieci.
- Co chcecie robić?
      Dzieci zaczęły się przekrzykiwać jeden przez drugiego.
- Cisza, spokój.Może pobawicie sie w chowanego? - zaproponowała Victoria.
      Pociechy spojrzały po sobie i James wykrzyknął:
- Ja szukam! Liczę do dziesięciu! - wszyscy pobiegli na górę, a po chwili słychać było Jamesa liczącego.
     Teddy odwrócił sie do Victorii.
- Chcesz coś do picia?
      Victoria kiwnęła głową i poszła za Teddym do kuchni. Chłopak przepuścił ją w drzwiach i odsunął dla niej krzesło przy stole. Weasleyówna zaczęła wyłamywać sobie palce.
- Vicki, wszystko w porządku? - Ted spojrzał zmartwiony na swoja dziewczynę.
- Skąd wiesz, że coś się stało? - zapytała Weasley z lękiem.
- Kiedy się denerwujesz to wyłamujesz sobie palce - Lupin usiadł obok Victorii i zaczął głaskać jej drobną dłoń. - No to czym się martwi moja ślicznotka?
- Niczym ważnym. Znaczy ważnym. Nawet bardzo. Ale... Chodzi o to, że... Znaczy się...
- Uspokój się. Później mi powiesz. Teraz lepiej mi powiedz co chcesz robić w piątek.
     Dziewczyna spojrzała zdziwiona na Teddy'ego i zmarszczyła nos.
- A co jest w piątek?
      Lupin zaśmiał się i pocałował Vicki w nosek.
- Nasza czwarta rocznica.
- Faktycznie, zapomniałam. Ostatnio nie mam do niczego głowy, bo...
- Bo?
- Ted? - Victoria spojrzała chłopakowi w oczy. - Zależy ci na mnie?
- Słucham? - Lupin uśmiechnął się i pogłaskał dziewczynę po policzku. - Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza.
- A zastanawiałeś się kiedyś nad naszym związkiem na poważnie?
- Oczywiście. Właściwie to... - Ted zarumienił się i odwrócił wzrok. - To planowałem oświadczyć ci się w piątek.
- Ted, spójrz na mnie - poprosiła Victoria. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i powiedziała. - Jestem w ciąży.
      Uśmiech Teddy'ego lekko zbladł, a chłopak przestał głaskać policzek dziewczyny.
- Co? - zapytał niewyraźnie. - Który tydzień?
- Siódmy, koniec drugiego miesiąca.
- Vicki, posłuchaj...
      Nagle do kuchni wpadła piątka dzieci. James podszedł do Teda.
- Teddy, zobacz co znaleźliśmy w gabinecie taty- chłopak wyciągnął ku Lupinowi łańcuszek, z którego końca zwisała maleńka, błyszcząca klepsydra. - Wiesz, co to jest?
- Nie wiem, ale odnieście to tak gdzie to znaleźliście.
- Ale...
- Teraz.
- Niech ci będzie- James spojrzał z niechęcią na Teda.
      Nagle klepsydra zaczęła sie obracać wszystko zrobiło się niewyraźne, a pomieszczenie zaczęło się obracać. Błysnęło i kuchnia zatrzymała się.
      Jednak coś się zmieniło.
      Przy stole siedziała garstka ludzi z różdżkami wymierzonymi prosto w nich.